Udręka pragnień


             Pragnienie, które rozpala wyobraźnię. Pragnienie, które przenika każdy skrawek ciała. Pragnienie, które ogarnia całą duszę. Myśli krążą namiętnie. Uczucia rozpłomieniają całą egzystencję. Wszystko znika z horyzontu wobec „absolutnej tęsknoty”, rozpościerającej się w głębi duszy i na powierzchni ciała. Cały organizm z utęsknieniem wyczekuje zbawiennej ulgi i zdaje się wołać: „Dłużej już nie dam rady!”. Niechaj nasycenie pragnienia dokona się jak najszybciej. Czas udręczenia, odmierzany zegarem, jest bez znaczenia. Wszak każda nanosekunda jest jak ocean wieczności. W nieznośnym napięciu łzy z bólu same cisną się do oczu. Przychodzi myśl: „Nie ma sensu już dłużej walczyć i czekać. Niech śmierć przyjdzie jak najszybciej”. Ale o zgrozo! Nie przychodzi! Nie dość, że pragnienie miażdży, to jeszcze człowiek umiera, że umrzeć nie może… Na szczęście mieszkańcy Nieba przychodzą z pomocą, każdego człowieka w jego pragnieniu z wielkim przeżyciem pocieszają. Sami wielkie udręki na ziemi przeszli i wciąż Bogu dziękują, że z bólu nie rozlecieli się na tysiące kawałów, niczym witraż młotem roztrzaskany.

Wielki jest wachlarz pragnień, którym towarzyszy oczekiwanie ukojenia, nasycenia, zaspokojenia lub śmierci. Pragnienie miłości ze strony żony lub męża, które póki co jest w dziale pt. „Fantastyka maksymalna”. Nieszczęśliwa miłość, która wobec odrzucenia daje poczucie bycia na pustyni, gdzie już nie ma żadnego źródła i resztki wody w postaci śliny zasychają… Pożądanie żonatego mężczyzny lub zamężnej kobiety, którego zrealizowanie oznaczałoby roztrzaskanie kamiennej tablicy z „Dziesięcioma Przykazaniami”.  Pragnienie seksualnego zaspokojenia, które pobudza "pięć zmysłów" i wywołuje w wyobraźni skojarzenie z oceanem Boskiej rozkoszy; obietnica nasycającego zjednoczenia, w słodkim cudzie Miłości, któremu na przeszkodzie staje Głos Boga… „To nie jest moja Wola…”.   Kolejne pragnienie…

Diabeł przerywa… „Człowieku, jak ktoś ma pragnienie, to niech je zaspokoi! W czym problem?”. Ton diabelskiej insynuacji jest asertywny i przekonujący. Nie dziwota,  że tak wiele duszyczek ulega temu banalnemu argumentowi, pokrętnie skleconemu… Ale kto w swych pragnieniach ma odwagę znaleźć czas na samotną ciszę, ten usłyszy Jezusowe wołanie: „Mój dom będzie domem modlitwy” (por. Łk 19, 45-48).  Tak! Dusza i ciało człowieka są świętą przestrzenią.  Diabeł oszukuje! Gdy ktoś zaspokoi swe pragnienia niezgodnie z Wolą Boga, Jezus o takim wnętrzu powie: „uczyniliście z niego jaskinię zbójców”.  Diabeł obiecuje Boską Pełnię, a skończy się na zbójeckiej pustce…

W dzisiejsze wspomnienie Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny lepiej zainspirować się sugestią Maryi. Maryja zaufała Bogu. Dzięki temu jej dusza i ciało stały się „domem modlitwy”. Może nie miała pragnień? Ależ pocieszny pomysł! Spośród ludzi przeżywała największe pragnienia! Dzięki temu świetnie całą sobą czuła nieskończone Jezusowe „Pragnę” na Krzyżu. Maryja w tych potężnych cierpieniach, związanych z pragnieniem miłości, nie upadła, bo miała super-metodę radzenia sobie. A jakąż? Każde pragnienie zawsze „przedstawiała” Bogu. Tę prawdę właśnie dziś świętujemy. Tak! Maryja wszystko, co w sercu, w duszy lub w ciele poczuła, to po prostu od razu ofiarowywała, powierzała Bogu. Dzięki temu zachowywała czystość, nic obłudnie nie ukrywając, zarazem w doświadczanym pragnieniu maksymalnie otwierała swe wnętrze. W odpowiedzi Bóg wypełniał Maryję Duchem Świętym, który jako jedyny jest w stanie zaspokoić nieskończone pragnienie. W rezultacie Maryja, nieustannie nasycana Duchem Świętym, mogła w pokoju serca oczekiwać na pełnię szczęścia, co nastąpiło po Wniebowzięciu.

Im człowiek bardziej płonie pragnieniem Boga, tym większego nasycenia na wieki w Niebie doświadczy. Zgodnie z Wolą Boga, warto z pragnienia umierać, aż do wycieńczenia... Bóg widzi. Maryja ochrania. Tak! Umierać z pragnienia w posłuszeństwie Bogu, całym sercem wołając… Jezu, ufam Tobie! Maryjo, módl się za nami!...                                                                                                                                
21 listopada 2014 (Łk 19, 45-48)